Mura Masa w styczniu powrócił ze swoim nowym albumem. R.Y.C (skrót od Raw Youth Collage) ukazał się w połowie stycznia i jest nowym otwarciem dla 23-latka. To poszukiwanie innowacyjnych dróg rozwoju dla tego na czym się wychował – naturalna ewolucja gitarowych brzmień i kolaż stworzony z młodzieńczych emocji. Na albumie gościnnie pojawili się m.in. Slowthai, Clairo, Wolf Alice oraz Georgia wypierając w ten sposób A$AP Rocky’ego czy Desiignera, którzy swoimi featuringami patronowali debiutowi Alexa Crossana. Jak w zasadzie do tego doszło? I dlaczego wszyscy powinni chwytać za gitary i żywe bębny? Zapytaliśmy samego zainteresowanego.
Twój nowy album, R.Y.C, to mocny zwrot akcji. Jest dużo bardziej gitarowy niż twój mocno elektroniczny debiut. Co cię skłoniło do tego?
Mura Masa: Chciałem stworzyć płytę, która będzie się kręciła wokół mojego dzieciństwa i wspomnień z tego okresu. Dorastając, słuchałem przede wszystkim rocka, a moje doświadczenia w tworzeniu muzyki sprowadzały się przede wszystkim do grania w lokalnych zespołach. Przenosząc się do tych czasów myślami, musiałem też użyć środków, które najbardziej mnie wtedy inspirowały.
Jako nastolatek grałeś na gitarze w hardcorowych i deathcore’owych kapelach. Jakie emocje kierowały tobą wtedy?
Byłem dorastającym młodziakiem, więc zdecydowanie rządziło mną ogólne zdezorientowanie oraz gniew. Szukałem drogi by wyrazić te uczucia i punk oraz metal były najłatwiejszymi drogami by tego dokonać. Ciężko to jednak nazwać jakąś fazą. Nadal co jakiś czas jako słuchacz wracam do tych gatunków. Cięższa muzyka oferuje niesamowity ładunek emocjonalny, którego nie da się spotkać nigdzie indziej.
Czyli można powiedzieć, że zarówno twój wczesny, hardcore’owy materiał jak i najnowsze utwory są w jakiś sposób zespolone tematycznie, ale przy użyciu innych dźwięków i metod?
Na pewno. Bardzo chciałem wrócić do grania na gitarze i poczucia bycia w zespole. W pozytywny sposób wywołuję to u mnie nostalgię związaną z dorastaniem.

Urodziłeś się i wychowałeś na wyspie Guernsey. Gdy wpisuje się samą nazwę w Google, wygląda to na totalny raj. Jak wspominasz te czasy?
To naprawdę przepiękne miejsce. Ciche i bezpieczne- nie ma tam zbyt wielu osób. Kocham Guernsey i wracam tam tak często, jak tylko potrafię. Nie mogłem tam jednak znaleźć wielu rzeczy, których potrzebowałem – przede wszystkim okazji do obcowania z muzyką oraz nawiązywania znajomości w tym środowisku. A od początku wiedziałem, że właśnie tym chcę się zajmować. To było ograniczające i musiałem wybrać. Opuścić ten raj, by być na bardziej żyznym gruncie pod względem muzycznego rozwoju.
Teraz mieszkasz w Londynie. W związku z Brexitem myślałeś o przeprowadzce?
Bardzo bym chciał, ale wszyscy moi przyjaciele oraz mój dom są właśnie tutaj – w Anglii. Bexit nie przestaje być dla mnie horrendalną i totalnie niepoważną sprawą. Wiele osób myśli podobnie, ale trzeba pamiętać, że wyjście z Unii Europejskiej to sporny temat – mnóstwo ludzi nadal to pochwala. Wszystko jest jednak bardzo dynamiczne, codziennie jest jakiś postęp, zmiana tempa. Przyszłość będzie przynosiła kolejne zwroty akcji. Za chwilę warunki mogą się totalnie zmienić. Wielka Brytania będzie jednak niezmiennie częścią Europy, w taki czy inny sposób.
Nagrałeś ze Slowthaiem już dwa utwory. „Doorman”, który wyszedł na jego debiutanckiej płycie oraz „Deal Wiv It”, które ukazało się na R.Y.C. Planujecie więcej wspólnych numerów?
Na pewno. Graliśmy ostatnio w Tonight Show Jimmy’ego Fallona. Po nagraniu poszliśmy na wspólną kolację i gadaliśmy o tym, że musimy zrobić wspólny album. I jestem pewien, że to się wydarzy [słowa padły przed tym, jak Slowthai zachowywał się bardzo niestosownie w stosunku do prowadzącej galę rozdania nagród NME – Kathleen Ryan – red.]
Ostatnio w wywiadzie dla NME powiedziałeś, że „jeśli ktoś jest bystry, to powinien w tej chwili nagrywać gitarową muzykę”. Możesz to rozwinąć?
Od dłuższego czasu w mainstreamowym obiegu zdecydowanie dominuje elektronika. Piosenki o tym, że idziesz do klubu, tańczysz i czujesz się wyśmienicie, a nic innego nie ma znaczenia. To jednak nie oddaje ducha czasów. Wierzę, że pop powoli się od tego odwraca – otwiera się i staje wehikułem do mówienia o naprawdę ważnych emocjach. Gitarowa muzyka to świetne medium dla tego typu przekazu. W Wielkiej Brytanii już to widać. Nowe rockowe zespoły są coraz bardziej interesujące i lepiej widoczne. Myślę, że w tym i następnym roku nastąpi pod tym względem przełom.
Tylko czy są na to słuchacze? Z mojego doświadczenia na rockowych występach średnia wieku jest jednak stosunkowo dość wysoka.
Kluczem jest świeże i innowacyjne brzmienie, które moim zdaniem właśnie się rodzi. To nowa forma, a nie vintage i odgrzewanie patentów z epoki, która była tak dawno, że wszyscy o niej zapomnieli. Wtedy przemówi to do młodych ludzi, którzy współtworzą ten pokoleniowy obraz.
Masz ambicje, żeby być częścią tej zmiany?
Jasne, chciałbym się przysłużyć w ten sposób. Zrobię, co mogę.

Jak wygląda twój proces kreatywny, gdy pracujesz z innymi wokalistkami i wokalistami? Od czego zaczynasz?
Jest bardzo różnie. Zdarza mi się napisać utwór z myślą o określonym wykonawcy i wtedy uderzam z tematem. Czasami jednak zgłaszam się do kogoś, hangujemy i jeśli nadarzy się okazja, nagramy coś razem. Świeżość polega na indywidualnym podejściu do każdego z osobna. Sztywny proces produkcyjny sprawia, że zaczynasz się zapętlać. Staram się nie powtarzać.
Większość elektronicznych producentów pracuje w samotności nad swoimi trackami. Ty od razu zacząłeś pracować z innymi, a teraz masz cały zespół. To próba zaspokojenia socjalnych potrzeb?
Przez bardzo długi czas pracowałem sam, bo byłem na Guernsey i po prostu ciężko było znaleźć kogoś do współpracy. Pisanie piosenek i praca nad nimi dużo lepiej wychodzi mi, kiedy jestem w stanie się nią od razu podzielić. Mieć w tym samym pomieszczeniu kogoś, kto może się wypowiedzieć, podrzucić jakiś pomysł. To właśnie to połączenie sprawia, że może powstawać naprawdę dobra muzyka. Wiem, że są inne drogi by do tego dojść, ale ta jest moja.
Masz wzór wśród producentów, jeśli chodzi o etykę pracę?
Tak, jest nim Rick Rubin. Jego buddyjskie, oparte o zen, podejście w tworzeniu muzyki bardzo mi imponuje.
Jakie masz najbliższe plany?
Dokładnie dzisiaj zacząłem pracować nad nowymi utworami. Zwykle lubię sobie zrobić przerwę po premierze płyty, ale nie mogłem się powstrzymać. Chcę coś wydać jak najszybciej, jak tylko uporam się ze swoją europejską trasą.
Mura Masa wpadnie z zespołem do Polski już 10 marca przy okazji występu w warszawskiej Stodole.